Wyjeżdżając z domu myślałam tylko o jednym - znaleźć kanie, które uwielbiam :) Wiedziałam że szanse są średnie, ale kto nie szuka, nie znajdzie.
Tym razem pierwszy raz wyruszyliśmy w 3, nie licząc zeszłego roku, kiedy to Gu mieszkał w brzuszku. Żeby było ciekawiej rok temu byliśmy tak pochłonięci szukaniem grzybów, że... zgubiliśmy się w lesie :D Pamiętacie kiedy to ostatni raz się zgubiliście? Świetne uczucie!! Śmiechu co nie miara, potem chwila niepewności, ale w końcu dotarliśmy na skraj lasu. Mina rodzinki gdy spóźnieni przyszliśmy na obiad z hasłem "zgubiliśmy się" - bezcenna.
Tym razem byliśmy lepiej przygotowani (telefon z gps), bo zgubić się z maluchem poza brzuchem już nie było by tak fajnie.
Wypad zdecydowanie udany, Gu wykrzykiwał co jakiś czas radosne he he :) Liście i gałązki szeleszczące pod stopami i bajkowe kolory.
grzybowe Love
Kanie jak na zamówienie :)
Łapanie liści
i mniam mniam
3 komentarze:
Następnym razem zabieramy się z Wami :)
Może jeszcze w tym roku się uda :) za tydzień będziemy w Bochni. Liczymy na Was :D
Jesienny las uwielbiam. Co prawda kani w tym roku nie znaleźliśmy ale też mamy kilka pięknych okazów na swoim koncie.
Podziwiam Matka, że dałaś radę z tym nosidełkiem tak dzielnie po lesie kroczyć, ja oddałabym zapewne po kilku minutach na barki ojca ;)
Prześlij komentarz